Lata drugiej wojny światowej były dla
radecznickich bernardynów czasem, w którym zdawali oni egzamin z umiłowania
ojczyzny. W klasztorze znajdowały schronienie osoby poszukiwane przez Gestapo.
Klasztor drukował ulotki, prowadził tajne nauczanie w zakresie szkoły średniej,
w jego murach szkolono żołnierzy AK.
Po wyzwoleniu bernardyni otworzyli w
Radecznicy gimnazjum koedukacyjne. Klasztor nadal pozostawał dominującym
ośrodkiem życia religijnego i kulturalno-oświatowego w całej okolicy.
Ożywiona działalność bernardynów została
przerwana przez władze komunistyczne. Było to 20 czerwca 1950 r.
Funkcjonariusze UB wtargnęli do klasztoru nocą. Szkoła została zamknięta.
Zakonników aresztowano. Najazd ten został nazwany drugą kasatą klasztoru.
Bezpośrednią przyczyną tej akcji była współpraca bernardynów z Armią Krajową, a
później z organizacją Wolność i Niepodległość oraz Inspektoratem Zamojskim AK.
Aresztowanym zakonnikom wytoczono proces. Wszyscy, wraz z prowincjałem, zostali
skazani na długoletnie więzienia. W akcie oskarżenia zarzucano im, iż przemocą
usiłowali obalić system komunistyczny w Polsce. Dopiero w październiku 1995 r.
oskarżeni zakonnicy zostali zrehabilitowani i uznani za osoby walczące o
niepodległość Ojczyzny.
Po tych smutnych doświadczeniach zakonnicy
pracowali w zmienionych warunkach politycznych i w maksymalnie okrojonych
pomieszczeniach. By osłabić ich pozycję, władze postanowiły umieścić w
klasztorze szpital psychiatryczny. Mimo to sanktuarium funkcjonowało. Wierni
nie pozwolili przełamać się politycznej presji. Urzędnik UB, strzegący bram
klasztornych w dzień odpustu, ustępował przed stanowczą decyzją pielgrzymów
zamierzających odwiedzić święte miejsca. Z czasem sytuacja się normowała.
Sanktuarium św. Antoniego w Radecznicy odżyło. Zakon odzyskał część własności,
a części zrzekł się na rzecz Skarbu Państwa. Z roku na rok odpusty stają się
coraz liczniejsze, ożywają procesje w lasku św. Antoniego. Wierni wiedzą, iż są
u siebie, u swego Patrona.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz