czwartek, 9 marca 2017

Ks. Władysław Gurgacz



Ks. Władysław Gurgacz - ps. „Ojciec”, „Sem”, jezuita, uczestnik podziemia antykomunistycznego po II wojnie, kapelan Polskiej Podziemnej Armii Niepodległościowej (PPAN). Pochodził z Jabłonicy Polskiej, położonej między Brzozowem a Krosnem. Urodził się w 1914 r. W wieku siedemnastu lat wstąpił do nowicjatu księży jezuitów w Starej Wsi. W czasie wojny Władysław Gurgacz kontynuował studia filozoficzne i teologiczne. W sierpniu 1942 r. przyjął na Jasnej Górze święcenia kapłańskie.
Wiosną 1945 r. przeniesiono ks. Gurgacza do Gorlic, gdzie został duszpasterzem w tamtejszym szpitalu powiatowym, a zarazem kapelanem sióstr służebniczek Starowiejskich. Roztaczał opiekę duchową także nad "leśnymi", dzięki swojej dyskrecji zyskując ich zaufanie. Dotarł wówczas do niego m.in. Stanisław Pióro "Mohort", "Emir" - przywódca i jeden z twórców Polskiej Podziemnej Armii Niepodległościowców, nazywanej też Polską Podziemną Armią Niepodległościową. Powstała ona jesienią 1947 r. i w założeniu miała być organizacją cywilną.
Początkowo w jej działania zaangażowana była przede wszystkim młodzież z Nowego Sącza i okolic.
Z czasem, ks. Gurgacz coraz bardziej zdecydowanie zabierał głos w sprawach społecznych - krytykował materializm, bezbożnictwo i sobiepaństwo totalitarnej władzy.
W obliczu bezpośredniego zagrożenia życia (dwukrotnie strzelali do niego funkcjonariusze MO), namawiany przez partyzantów do objęcia opieki duchowej nad organizacją, ks. Gurgacz podjął decyzję o ucieczce z miejsca zamieszkania. Ks. Gurgacz podjął decyzję o przyłączeniu się do "Żandarmerii", miał otoczyć partyzantów duchową opieką, a przede wszystkim dbać o to, by prowadzone przez nich działania nie były sprzeczne z zasadami etyki katolickiej.
Z pewnością obecność duchownego pozwalała na trzymanie partyzantów w większej karności. Partyzanci nazywali go "Ojcem", sam zaś ksiądz przybrał pseudonim "Sem" - wywodzący się zapewne od inicjałów "SM", którymi podpisywał malowane przez siebie obrazy. Inicjały z kolei były skrótem od łacińskiego "Servus Mariae" - "Sługa Maryi".
W organizacji duchowny pełnił zwyczajną posługę kapłańską, odprawiał Msze św., spowiadał, nauczał Pisma, wygłaszał pogadanki i wykłady o tematyce religijnej, moralnej i społecznej. Rozstrzygał wszelkie wątpliwości moralne, jakie pojawiały się w związku z podejmowanymi działaniami.
Ksiądz Gurgacz niestrudzenie niósł duchową pociechę ściganym i coraz silniej osaczanym przez bezpiekę konspiratorom. Wydaje się, że działania ojca "Sema" były skuteczne - członkowie PPAN unikali starć zbrojnych, nie przeprowadzali w zasadzie akcji represyjnych wymierzonych w działaczy komunistycznych, a rekwizycji pieniędzy i towarów na rzecz oddziału dokonywali tylko w instytucjach państwowych - nigdy na szkodę osób prywatnych.
W tropienie partyzantów zaangażowanych było kilkudziesięciu funkcjonariuszy bezpieki. Ksiądz Gurgacz postanowił przeprowadzić - przy pomocy mieszkającego w Krakowie znajomego kleryka jezuickiego, Michała Żaka -  rekwizycję pieniędzy należących do państwowego banku. Akcję kilkakrotnie odkładano, ostatecznie zaplanowano ją na 2 lipca 1949 r. Dowodził nią Balicki, a "Sem" i Żak obserwowali ją z pewnej odległości. Nie wszystko jednak poszło zgodnie z planem - niosący pieniądze woźni stawili opór, doszło do pościgu i strzelaniny, w wyniku której ujęto wszystkich członków grupy.
Ksiądz Gurgacz miał szansę wyjechać z Krakowa, ale nie zdecydował się na opuszczenie współtowarzyszy.
Przesłuchania ks. Gurgacza rozpoczęły się tuż po jego zatrzymaniu. W pierwszym etapie śledztwa starali się wydobyć z niego informacje funkcjonariusze operacyjni z PUBP w Nowym Sączu oraz WUBP w Krakowie. Ponieważ bezpieka miała już sporą wiedzę o organizacji - głównie dzięki działalności sieci agenturalnej oraz zeznaniom kilkudziesięciu wcześniej ujętych działaczy, a drużyna "Byliny" została ujęta na "gorącym uczynku" - śledztwo przebiegało niezwykle szybko. Pierwsze przesłuchanie ks. Gurgacza przeprowadzono tuż po aresztowaniu, nocą z 2 na 3 lipca.
Ujęcie ks. Gurgacza stało się pretekstem do przygotowania rozprawy "ze szczególnym rozgłosem". Sprawa stała się "procesem księdza Gurgacza", a także  pretekstem do rozpętania nagonki na Kościół katolicki.
W czasie procesu ks. Gurgacz starał się pomagać współoskarżonym i bronić ich przed stawianymi zarzutami. Bronił także idei PPAN. Mówił m.in.: "[...] ocenę polityczną, którą podałem, podtrzymuję nadal, a słowo organizacja istnieje dla mnie nadal, ponieważ nie tworzyliśmy bandy".
Według relacji zebranych przez Danutę Suchorowską, ks. Gurgacz miał w ostatnim słowie wypowiedzieć  kilka, niezwykle istotnych zdań: „Nie żałuję tego, co czyniłem. Moje czyny były zgodne z tym, o czym myślą miliony Polaków, tych Polaków, o których obecnym losie zadecydowały bagnety NKWD. Na śmierć pójdę chętnie. Cóż to jest zresztą śmierć?... Wierzę, że każda kropla krwi niewinnie przelanej zrodzi tysiące przeciwników i obróci się wam na zgubę". Dzień później 14 sierpnia 1949 r. sąd w Krakowie wydał wyrok. Ks. Gurgacza skazano na śmierć, osadzono go w tzw. bloku śmierci Więzienia Montelupich w Krakowie.
Bolesław Bierut nie skorzystał z prawa łaski, o którą zresztą ks. Gurgacz nie prosił. Wyrok został wykonany 14 września 1949 r. na podwórku więzienia przy ul. Montelupich. Według relacji naocznego świadka egzekucji, wykonano ją "strzałem katyńskim", w tył głowy.
Kapelan został pochowany na Cmentarzu Rakowickim w Krakowie, natomiast miejsce jego wiecznego spoczynku miało pozostać nieznane. Ktoś jednak odszukał i oznaczył mogiłę, a w latach 60. dotarli do niej były kleryk Michał Żak - skazany wraz z ks. Gurgaczem oraz jezuita ks. Stanisław Szymański, który stał się też pierwszym biografem swego współbrata.
Dopiero po 1989 r. możliwe stało się przypomnienie losów bohaterskiego kapelana, któremu poświęcono kilka tablic pamiątkowych, a w Krakowie i Krynicy jego imieniem nazwano ulice.
W 2008 r. Prezydent RP Lech Kaczyński odznaczył pośmiertnie ks. Gurgacza Krzyżem Komandorskim Orderu Odrodzenia Polski.

Dawid Golik, Filip Musiał


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz